środa, 23 kwietnia 2014

London

English version below.

To była nasza pierwsza samodzielnie zorganizowana podróż za granice. Decyzję o zamówieniu biletów podjęłyśmy po tym jak Dominika zadzwoniła do mnie z info, że są tanie bilety do Londynu. Od razu się podjarałyśmy. Bilety trzeba było zamówić od razu, gdyż oferta kończyła się tego samego dnia. Cała podróż była niedopracowana, wszystko było na tzw spontanie.
Tak więc w lutym wsiadłyśmy do samolotu i wylądowałyśmy na lotnisku London Stantsed, oddalonego o ok 65 km od centrum Londynu. Nasz wyjazd miał być niskobudżetowy, ale na wstępie spotkała nas niemiła niespodzianka, gdyż bilet z lotniska do centrum do tanich nie należał! Musiałyśmy zapłacić ok. 10 funtów za osobę... Nocleg oczywiście znalazłyśmy za pomocą strony couchsurfing.org. W Londynie spędziłyśmy prawie tydzień, więc ciężko by nam było znaleźć jedną osobę, która mogłaby nas gościć przez cały pobyt. Miejsce noclegu zmieniało się aż trzy razy ale nie narzekałyśmy (no może troszeczkę) ale mega się cieszyłyśmy z naszej wyprawy.
Pierwszym z naszych hostów był Czech Daly. Okazało się, że na jego obecność w domu musimy poczekać jakieś 3 godziny, ponieważ pracował do wieczora. Dojazd do celu (Ruislip) zajął nam jakąś godzinkę, kupiłyśmy bilet tygodniowy więc mogłyśmy się swobodnie przesiadać między autobusami i metrem. Jako że nie miałyśmy co ze sobą zrobić, poszłyśmy do pubu który mieścił się na przeciwko mieszkania Daly'ego. I kiedy dostałyśmy smsa że jest już wolny zebrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy. Spotkałyśmy się z Dalym po drugiej stronie ulicy i poszliśmy do jego mieszkania. Oczywiście wyraziłyśmy swoją wdzięczność poprzez wręczenie Daly'emu polskiej wódki. Rozmawialiśmy z nim o podróżach, Daly miał na swoim koncie podróż do Afryki i planował podróż do Stanów Zjednoczonych. Następnego dnia ruszyliśmy w miasto. Daly pokazał nam najważniejsze zabytki takie jak Westminster Palace, Buckingham Palace (i zmiana warty), Tower Bridge czy Big Ben. Poszliśmy także do Hyde Parku gdzie karmiliśmy wiewiórki i uciekaliśmy od gigantycznych ptaków mutantów.
Wieczorem Daly zabrał nas do świetnego irlandzkiego piętrowego pubu na SOHO. Było tyle ludzi że momentami trudno było się przepchnąć do baru. Niestety Daly musiał wracać koło 11 a my z Dominiką chciałyśmy zostać. Problemem było to, że Daly powiedział, że jeśli wrócimy koło 3 to on nam nie otworzy drzwi i najlepiej żebyśmy przyszły po 7. Pomyślałyśmy sobie, że może to nie będzie takie trudne bo impreza pewnie będzie trwała do jakiejś 5. Oczywiście myliłyśmy się. Wyszłyśmy z pubu ok 3 i z braku pomysłu zaczęłyśmy się kierować w stronę domu. Na piechotę, w zimie. W końcu dotarłyśmy na przystanek z którego bezpośrednio dostaniemy się na naszą dzielnicę. Na szczęście podróż zajęła nam znów prawie godzinę. Super jeszcze tylko 2,5h... Dotarłyśmy na miejsce ale było mega zimno więc wsiadłyśmy do autobusu i robiłyśmy pętle aż do 6, żeby tylko było nam ciepło. W czasie powrotu na nasz przystanek zauważyłyśmy, że pobliski mcdonald jest już otwarty więc poszłyśmy do środka żeby przeczekać ostatnią godzinę i przy okazji zjeść coś ciepłego. Gdy tylko wybiła 7 poszłyśmy do mieszkania naszego hosta i zapukałyśmy. Kurcze, nikt nie otwiera. Spojrzałyśmy na siebie z Dominiką i zapukałyśmy mocniej (prawie waliłyśmy). W końcu po kilku minutach zaspany Daly nam otworzył. I wszyscy poszliśmy spać jeszcze na 2 godzinki. Rano musiałyśmy się szybko spakować gdyż Daly ruszał do pracy a my zmieniałyśmy hosta. Pożegnaliśmy się z Dalym a że umówiłyśmy się z naszym następnym hostem, Russem, koło 18 to miałyśmy cały dzień dla siebie. Pojechałyśmy więc do centrum. W międzyczasie dogadałyśmy się z naszą koleżanką, która pracuje w Londynie. Asia zaprosiła nas do siebie. Wkrótce jednak musiałyśmy wychodzić żeby dotrzeć na czas na umówione spotkanie z Russem. W tym celu musiałyśmy pojechać na stację kolejową. Okazało się że nasz host nie mieszka w Londynie ale w Chelmsford, jakieś 40 km od Londynu. Kiedy zobaczyłyśmy ceny biletów stwierdziłyśmy że kupienie ich nie wchodzi w grę. Russ powiedział nam że możemy oszczędzić przechodząc przez bramki za innymi ludźmi. Na początku nie widziałyśmy nikogo kto przechodziłby przez te bramki więc poszłyśmy do innych gdzie przechodziło najwięcej ludzi. Niestety wszędzie było pełno cieciów strzegących przejść i za pierwszym razem nas złapali i po krótkiej rozmowie puścili i kazali kupić bilety. Stwierdziłyśmy że trzeba spróbować jeszcze raz i za drugim razem się udało. Poprzedni pociąg odjechał nam sprzed nosa więc musiałyśmy poczekać a po paru minutach siedziałyśmy wygodnie w przedziale i miałyśmy nadzieję, że nikt nie będzie sprawdzał biletów w środku. W Chelmsford także były bramki ale przeszłyśmy bez problemu przyklejając się do pleców innych pasażerów. Na zewnątrz czekał na nas Russ. Zawiózł nas do swojego mieszkania i zrobił pyszną kolację po której poszliśmy do pubu. Kiedy wróciliśmy do mieszkania Russ dał nam drugi komplet kluczy do swojego mieszkania. Mega nas zdziwiło że ufa nieznajomym na tyle żeby dać im dostęp do swojego mieszkania, tym bardziej że opinia o Polakach nie jest tam najlepsza. Następnego dnia pojechałyśmy do Londynu. Wcześniej Russ zrobił nam śniadanie i zapakował jedzenie w razie gdybyśmy zgłodniały w czasie zwiedzania (najlepszy!). Tego dnia wypadał akurat Chiński Nowy Rok więc centrum było pełne Azjatów. Na Trafalgar Squre była wielka scena na której odbywały się różne występy artystyczne i akrobatyczne. Wcześniej odbyła się także parada ale niestety nie zdążyłyśmy jej zobaczyć. Pooglądałyśmy trochę występów ale zrobiło nam się zimno a buty były bliskie przemoknięcia więc udałyśmy się do pubu. Wieczorem wróciłyśmy do Chelmsford (oczywiście za darmo). Ze stacji doszłyśmy do domu same, nie obyło się bez zgubienia drogi ale przy okazji zwiedziłyśmy "miasteczko".
Po powrocie pożegnałyśmy się z Russem który następnego dnia rano szedł do pracy co oznaczało że same mamy zamknąć mieszkanie (znowu wow!).

Następnego dnia pojechałyśmy na spotkanie z następnym hostem, Włochem Davide. Po drodze wstąpiłyśmy oczywiście do Primarku na małe zakupy. Znów dojechałyśmy metrem za darmo i znów zostałyśmy złapane i puszczone wolno po kolejnym upomnieniu. Davide poczęstował nas wyśmienitymi włoskimi daniami, którymi strasznie się opchałyśmy. Poznałyśmy jego znajomych w tym Jacka u którego miałyśmy nocować. Po drodze do jego mieszkania zakupiłyśmy tanie wino, żeby dobrze zakończyć nasz wyjazd. Po wejściu do domu okazało się że jest ono w całości zamieszkane przez ciemnoskórych facetów! Trochę się przestraszyłyśmy kiedy się o tym dowiedziałyśmy. Jednak nie było tak strasznie jak mogłoby się wydawać (wyobraźcie sobie 2 dziewczyny same w domu pełnym murzynów). Siedzieliśmy w pokoju Jacka we czwórkę, piliśmy wino a kiedy zrobiło się późno Jack i Davide wyszli. Większość następnego dnia przespałyśmy a później przyszedł po nas Davide i razem zjedliśmy obiad (znów on gotował). Wieczorem spakowane pojechałyśmy razem z nim do Londynu na pierwszą i ostatnią imprezę do klubu. Torby zostawiłyśmy na dworcu King's Cross i przy okazji zrobiłyśmy sobie zdjęcia ze słynnym peronem 9 i 3/4 (nie wygląda on tak jak w filmie :( ). Stamtąd pojechaliśmy autobusem do klubu. Był to klub The Roxy, w sumie niedrogi. Wcześniej dostałyśmy ulotki dzięki którym zapłaciłyśmy za wejście jakieś 3 funty. Ale w szatni za każdą rzecz trzeba było płacić funta więc oddałyśmy tylko kurtki a szaliki wzięłymy ze sobą. W sumie to nie tak drogo bo w niektórych klubach płaci się po 2 funty. Kilka godzin później pojechałyśmy po torby a następnie trzeba było jechać na lotnisko. I tu pojawił się problem. Okazało się że zabrakło nam pieniędzy :O co robić? Oczywiście założyłyśmy że znowu uda nam się prześliznąć za innymi ludźmi przez bramki. Niestety nie tym razem. Okazało się że na lotnisko jedzie specjalny pociąg który kosztuje 20 funtów od osoby. Pokombinowałyśmy i przez jedną bramkę udało nam się prześlizgnąć, jednak przed wejściem do pociągu była kolejna bramka na której konduktorzy sprawdzali bilety. Ups. Nie wiedziałyśmy co robić. Nie miałyśmy pieniędzy na bilet i nie było możliwości przejścia nie będąc niezauważonymi koło kontrolerów. Trzeba było szybko wymyśleć coś innego. I wtedy przyszło nam do głowy żeby udawać że ktoś nas okradł w drodze na dworzec (bardzo głupi pomysł, nie polecam). Poszłyśmy do konduktora, powiedziałyśmy jaka jest mniej więcej sytuacja. Konduktor kazał nam zadzwonić na policję i miałyśmy dostać nr referencyjny który miałyśmy podać w razie kontroli w środku pociągu. Wsiadłyśmy i myślałyśmy że mamy problem z głowy dzięki temu numerowi. Błąd. Konduktor, gdy powiedziałyśmy mu że mamy nr referencyjny. stwierdził że i tak nie możemy jechać bez biletu i że mamy wysiąść na lotnisku razem z nim. Na miejscu powiedział że albo zapłacimy jakoś za bilety albo nigdzie nie polecimy. Wtedy nas zamroziło. Nie wiedziałyśmy co mamy robić, byłyśmy mega przestraszone. W dodatku do końca odprawy zostało bardzo mało czasu, około 30min, a Stansted to nie jest przecież małe lotnisko. Ma-sa-kra. Dominika się rozpłakała, ja próbowałam dzwonić do różnych osób a najgorsze było to że padała mi bateria. W końcu udało nam się dodzwonić do jednego z naszych hostów, Davide. Powiedział że nam pomoże. Przez telefon musiałam mu wszystko wytłumaczyć i podać potrzebne informacje. Davide musiał wpłacić te pieniądze przed naszym odlotem, gdyż konduktor nie chciał nas puścić więc musiałyśmy czekać, a zegar tykał... Byłyśmy w totalnej d****. W końcu ubłagałyśmy konduktora żeby nas puścił, musiałyśmy tylko zostawić mu nr Davide na wszelki wypadek. Szczerząc zęby, pobiegłyśmy jak szalone. Miotałyśmy się w każdą stronę ale w końcu udało nam się znaleźć właściwą bramkę, przeszłyśmy przez odprawę i wsiadłyśmy do samolotu. Byłyśmy ostatnimi osobami które weszły na pokład samolotu. Mega fuks że zdążyłyśmy. Pomimo różnych problemów wyjazd i tak był świetny a Londyn jest warty polecenia. Trzeba tylko dobrze sobie rozplanować wydatki ;)

Przepraszamy za jakość zdjęć ale nie miałyśmy ze sobą aparatu.

It was our first, idependently organised trip. The decision of buying tickets to London was made right after DOminika called me with an info that there are very cheap tickets. We were really excited. We had to buy the tickets immediately because the offer ended on the same day. Nothing in this trip was settled, everything about it was rather spontaneous.
In February, we got on a plane and landed in Luton Stansted. It was about 65km far from the centre of London. Our trip was supposed to be low-budget but at the beggining we had to pay for the bus from the airport to the centre. It cost L10 for one person... We found the accomodation thanks to the website couchsurfing.org. We were going to spend about a week on London so it would be tough to find one person who could host us for the whole stay. We changed the place 3 times but we didn't complain (almost), we were really excited that we will meet so many people.
The first host was Daly from the Chech Republic. It turned out that we had to wait for him about 3 hours because he was at work till the evening. The commute to the place where he lived took us about an hour. We bought a week pass so we could switch between buses and underground. We had nothing to do so we went to the pub across the street. When we got the message that he finished the work, we met in front of his flat. When we entered we gave Daly polish vodka as a gift :D we were talking about travelling. Daly has already been in Africa and he was planning to go to the USA. Next day after a brush-up we went to the city center. Daly showed us the most important buildings like Westminster Palace, Buckingham Palace, Tower Bridge and Big Ben. We also went to the Hyde Park where we were feeding squirrels and running away from giant birds. In the evening Daly took us to a great irish pub. There were so many people that sometimes it was really hard to fight our way to the bar. Unfortunately Daly wanted to go back earlier becouse of his work and we wanted to stay. The problem was that Daly said  that if we will come back about 3 he won't let us in because he will be... sleeping and we should come home about 7. We thought that it might not be that hard because the party will probably last till 5am. Of course we were wrong. We left the pub about 3am and, as we didn't know what to do, we started heading for home. On foot. In winter. We reached a bus stop from which we could go directly on our street. Luckily the trip lasted about an hour. Great. 2,5 to go... We got off the bus but it was so cold that we caught next one and we were looping till 6. While we were comong back on our bus stop we noticed that the closest mcdonald was open so we went to eat something. At 7 we went to our hosts' apartment. We knocked twice but noone answered. So we did it again but louder and after few minutes Daly opened the door. We all went to sleep for 2 hours. Then we had to pack our things qucikly because Daly was going to work and we were switching the place. The meeting with our next host, Russ, was set on 6pm, so we had all day for ourselves. W went to the city center. Along the way we talked to my friend Asia and she invited us to her home where we freshened up and ate dinner. After few hours we went to meet with Russ. As we found out to get to our next destination we have to go to the train station. It turned out that Russ doesn't live in London but in Chelmsford which is about 40km far from London. When we saw the ticket prices we decided that we won't buy them. Russ told us that we can save some money if while going through the gates we will stick to other peoples back. At first we didn't see anyone who would walk through them so we went to other gates where were a lot of people. Unfortunately there were a lot of gatekeepers so at first trial they caught us but they let us go after a short talk and told us to buy tickets. We decided to try again and this time we managed to pass. We skipped the previous train so we had to wait fo the next one about 20min. Then we sat in the compartment hoping that noone will be checking the tickets. There were gates also in Chelmsford but again we passed them without any problems. Russ was waiting outside. He took us to his place and made a delicious supper and then we went to a pub. When we came back Russ gave us spare keys to his apartment. It was really surprising that he trusted strangers. Next day we went to London. Earlier Russ made us a breakfast and pack some food for us in case we got hungry during sightseeing. It was the day of the Chinese New Year so the city center was full of asian people. There was a big stage on Trafalgar Square where we watched different performances. There was also a parade earlier but we missed it. We watched the performances for a while but it was cold and rainy and our shoes got a bit wet so we went to a pub. In the evening we went back to Chelmsford (for free of course). We walked alone from the station so we got lost but at least we did some sightseeing. When we cam back we had to say goodbye to Russ because he had to leave for work early in the morning. That meant that we had to close the door. Next day we went for a meeting with our next host, Davide. On our way we went to Primark for a little shopping :) And again we were travelling underground for free, we were caught and they let us go without any fee. Davide made some Italian food for us. We also met his flatmates including Jack in whose apartment wewere supposed to stay. On a way to his apartment we boght some wine to end  our trip right. After we had entered the flat we found out that it's fully inhabited by dark-skinned guys. We got scared a bit but it wasn't so scary as it could seem to be. All 4 of us were sitting in Jack's room drinking, laughing. When it got late guys left "our" room. We slept almost the whole next day. In late afternoon Davide came and we ate a dinner together ( he made it again). In the evening we packed our things and went to club together for our last party. We left our bags on King's Cross Station, we made some photos on the famous Platform 9-3/4. Then we took a bus to the club. It was The Roxy club, quite cheap. Earlier someone gave us some flyers, thanks to which we payed just L3 for entrance. But in the checkroom we had to pay for each thing a pound (one for coat, one for scarf etc.) so we left just our jackets. We stayed there till 3am and then we went to the King's Cross for our luggage and then the airport. But a problem occured. It turned out that we don't have enough money! We thought that we will manage to slip through the gates again without paying. Not this time. We found out that we have to take special train to the airport which cost L20 for one person. We managed to slip unseen through one gate but then we saw another gate. On this one guards checked every ticket. ups. We didn't know what to do. We didn't have money, we couldn't slip through. We had to come up with something and do it quickly, otherwise we will be late for our flight. We thought that we will pretend than we were robbed on our way to the station (stupid idea). We told the guard about "the situation" and he told us to call the police and get a reference number. We did that and they let us get on the train. But that was just the beginning of our troubles. The guy  checking the tickets inside the train told us that we can't travel without the tickets even if we have that number. We got off the train at the airport with him and he told us that either we will pay for the tickets or we won't go anywhere. We didn't know what to do. We had about 40min till our flight. It was terrible. Dominika started to cry and I tried to call some people for help but I had to be quick because my phone was dying. Finally I managed to connect with Davide and he told that he will help us. I told him about our sutuation and gave him all needed information. Davide had to pay for our tickets before we will leave the station to catch the plane because the guard didn't want to let us go. The clock was ticking, We had less and less time till our flight. Finally we managed to convince the guard that our friend will pay for us and he let us go after we left him Davide's number. WIth big smiles on our faces we run to the elevator and then to our gate. We were the last people that entered the plane and after few inutes it took off. All in all, in spite of all our troubles the trip was great and London is worth to recommend. You just have to plan your expenses better than we did :)


Sorry for the pics quality but we didn't have a camere with us.














Agata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz